
Jarosław Góra
= Był pan z kadrą na tournee w Ameryce i dzięki temu zadebiutował pan w reprezentacji Polski…
= Istotnie, mecz z Gwatemalą został uznany za oficjalny, ale nie przeceniam tego osiągnięcia. Sam trener Ćmikiewicz powiedział, że drużynę zorganizowano w ostatniej chwili. Oczywiście było mi przyjemnie zetknąć się z kadrą. Żeby jednak na serio w niej zaistnieć, musiałbym grać w czołowym zespole kraju, takim jak Lech, Widzew, czy Górnik i pokazać się w europejskich pucharach.
= Albo grać walczącym o tytuł Zagłębiu Lubin?
= No tak, lecz tutaj nikt nie stawiał ostatnio takich celów. Zresztą nie ukrywam, ze od pół roku nosiłem się z zamiarem wyjazdu na zachód, głownie z przyczyn ekonomicznych. Patrzę realistycznie na życie. Niedługo będę miał 28 lat i niewiele czasu zostało na grę na przyzwoitym poziomie. Dlatego nie podjąłem rozmów o przedłużeniu kontraktu z Zagłębiem.
= Pochodzi pan z Lublina i pana pierwszym klubem byki Budowlani…
= Zaczynałem tu jako trampkarz, bodajże w wieku 11 lat i grałem ąż do juniorów. To był mały osiedlowy klub, gdzie panowała bardzo przyjemna atmosfera. Seniorzy występowali w okręgówce.
= Kiedy zwrócił na pana uwagę Motor?
= Cięgle spotykaliśmy się od trampkarzy do juniorów. Nieraz wygrywaliśmy tę rywalizację w 1981 roku pokonaliśmy Motor i reprezentowali0śmy województwo lubelskie na spartakiadzie Młodzieży w Lublinie. Zwrócono na mnie uwagę i otrzymałem powołanie do kadry juniorów. Zagrałem kilkanaście meczów w reprezentacji. Po pół roku znalazłem się w Motorze.
= Drużyna była akurat w drugiej lidze, ale szybko wróciła do pierwszej…
= Tak, trener Ćmikiewicz pozwalał mi trenować z kadrą pierwszego zespołu. Grałem w końcówkach, w w kilku spotkaniach wchodzilem w podstawowym składzie. W końcu jednak uznał, że korzystniej dla mnie bedzie grać w niższej klasie. Wypożyczono mnie na jeden sezon do Broni Radom. Trafiłem tam na bardzo fajną atmosferę i wspaniałych kolegów. Zdobyliśmy awans do II ligi i wróciłem do Motoru. Tu był już trenerem Zlomańczuk i przy nim wywalczyłem sobie stałe miejsce w drużynie.
= Motor ciągle oscyluje między pierwszą i drugą ligą. Ma słabą bazę, małe pieniądze, najgorsze w pierwszej lidze boisko. Trudno stąd zwrócić na siebie w kraju.
= To prawda, a już szczególnie trudno jest juniorom. W lidze kupują piłkarzy sprawdzonych. Wielu utalentowanych kolegów z którymi grałem pozostało niezauważonych. Lądowali w drugiej drużynie, albo w niższej klasie, kończyli kariery.
= Panu się powiodło. Do pana i Janusza Kudyby zwróciło się budujące silną drużyne Zagłębie. Czy miał pan również inne propozycje?
Tak. Interesowały się mną Wisła Kraków, Górnik Wałbrzych i Stal Mielec. Propozycja z Zagłębia przyszła niemal w ostatniej chwili.. Obiecano mi w ciągu trzech miesięcy, spółdzielcze mieszkanie. To przesadziło. W Lublinie nie miałem własnego kąta, a byłem już żonaty, miałem roczną córeczkę.
= Zagłębie z pewnością zaproponowało intratne warunki?
= Byliśmy z Jasiem Kudybą niezbyt doświadczeni i stosowaliśmy miary wyniesione z Motoru. Kiedy dyrektor Halamski usłyszał nasze niewygórowane żądania zgodził się na nie natychmiast.
= Motor i Zagłębie grały wówczas w drugiej lidze, jednak dla lubinian była to tylko roczna kwarantanna…
= Trener Świerk tworzył silny zespół, taką mieszankę młodosci z rutyną. Ze starszych pilkarzy grali jeszcze: Gienek Ptak, Sławek Kurant. Szybo wróciliśmy do pierwszej ligi.
= Rozpoczął się marsz w górę…
= Jeszcze przed ligą trener powiedział nam, że zagramy w europejskich pucharach. Uśmiechnęliśmy się z niedowierzaniem, a tymczasem gdybyśmy znali lepiej logowe układy mogliśmy już wtedy zostać mistrzami.
= Start w pucharze UEFA nie przyniósł jednak sukcesu, przegraliście oba mecze z Bologna. Dlaczego?
= Zabrakło nam ogrania, nie mieliśmy praktycznie kontaktów z klubem zachodnimi, poza jakimiś amatorskimi zespołami. Minimalnie przegraliśmy oba mecz. Na wyjeździe bramkę straciliśmy w ostatnich minutach. Nie była to obrona Częstochowy, staraliśmy się grać z kontry. Nowa była dla nas atmosfera takiego meczu, ja w każdym razie odczułem na sobie co to jest trema.
= Następny sezon doprowadził was do tytułu mistrza. Pana udział w tym był znaczący, miał pan świetną wiosnę 1991. To spowodowało pierwszy kontakt z kadrą.
=Rzeczywiście świetnie się wtedy czułem fizycznie i psychicznie. Tak było wówczas i w okresie przygotowawczym. do nowego sezonu. Cieszyłem się z powołania do kadry, ale zdawałem sobie sprawę, że jadę na nią dlatego, że nie ma piłkarzy grających za granica.
= Był to jednak silniejszy zespół od tego, z którym był pan ostatniego lata w Ameryce…
= Pojechali wówczas najlepsi piłkarze, którzy występowali w kraju – Czachowski, Nawrocki, Lesiak, Szewczyk…Lecz już w pierwszym meczu z Cork City doznałem kontuzji. W siedemnastej minucie Irlandczyk prawidłowo wykonał wślizg, lecz trafił przy okazji w moja nogę. Nie wytrzymała kość śródstopia. Normalne leczenie trwa dwa miesiące, lecz nastąpiły powikłania. Wskutek zwapnienia kość nie chciała sie zrosnąć i musiałem poddać sie operacji u doktora Moszkowicza w Tychach. Skręcono mi ją na śrubę, lecz jesień i mecze z Broendby miałem z głowy. Zawsze liczę się z różnymi możliwościami, ale wtedy rzeczywiście miałem pecha., tym bardziej że była to moja pierwsza poważna kontuzja poniesiona na boisku…
= Wrócił pan na końcówkę jesieni, wiosną też wam szło nieszczególnie., dlaczego tak było?
= Trudno to jednoznacznie ocenić. Zespół był po dużych zmianach personalnych, składa uzupełniano w biegu, za pięć dwunasta. Zabrakło też trochę szczęścia, gdyż zdaniem wielu obserwatorów, mogliśmy rywalizować z Lechem. Szło nam jednak jak po grudzie.
= Którego ze swoich partnerów ceni pan najwyżej?
= Najbardziej zapamiętałem Adasia Zajera. Grał on w Zagłębiu praktycznie wszędzie, przede wszystkim wypełniając zadania ofensywne. Taki wolny elektron. Miał wiele kończących podań. Potrafił odciążyć zespół przez to, że utrzymywał się przy piłce. był bardzo pożyteczny.
= Jak pan wspomina swoich trenerów?
= Mam takie szczęście, ze naprawdę wszystkich wspominam dobrze. Nie jestem zawodnikiem konfliktowymi nigdy nie miałem problemówze szkoleniowcami. W ekstraklasie prowadzili mnie panowie: Ćmikiewicz, Złomańczuk, Świerk i Putyra.
= Czy coś pana rozczarowało w pana karierze?
= Rozumiem ęe ludzie w Polsce mają wiele problemów, trudno mi się pogodzić z zachowaniem części widowni, zwłaszcza, gdy reaguje nie fair i obrzuca piłkarzy wyzwiskami. My to wszystlo słyszymy. Szkoda, że nie ma u nas takiej frekwencji i atmosfery na stadionie jak w innych krajach.
= A najmilsze wspomnienie?
= Byłem zadowolony, gdy przyszedłem do Lublina. Był to duży obiekt sportowy, szatnie kawiarnia klubowa. Dyrektor Halamski po zremisowanym, lub wygranym meczu spotykał się z nami na sali bankietowej z piłkarzami i naszymi rodzinami. Były lampki szampana, kilka słów i podziękowana trenera i dyrektora. Potem pan Halamski wychodził, a my jeszcze chwile pozostawaliśmy razem, integrowało to zespół.
Rozmawiał: Józef WALAWKO
===
MARIAN PUTYRA (były trener Zagłębia Lubin). Jarek Góra to zawodnik o dużej inteligencji piłkarskiej. Potrafi znaleźć się w każdej sytuacji piłkarskiej, dobrze czyta grę. Ma dobre uderzenia z obu nóg potrafi przechwycić podanie przeciwnika. Jego piętą achillesowa jest gra obronna. Spokojny i zrównoważony.
