
Kontynuujemy opowieść o Starcie Krasnystaw. w 1964 roku Start spada z III ligi. Można było żałować, bo do zespołu wchodziło grono utalentowanej młodzieży.
W tym czasie wielu piłkarzy Startu grało w reprezentacji juniorów województwa lubelskiego. Jednym z nich był Jerzy Furgała (foto drugi z lewej).
Wspominał:
– To był wspaniały okres w karierze. Tworzyliśmy zgraną paczkę sportowców. Interesowały się nami znane w całym kraju kluby.
Wkrótce Jarzy Furgała zostanie najlepszym napastnikiem Startu.
A jak po latach wspomina pracę w Krasnymstawie wspomni trener Czesław Żurawski:
– Kilku piłkarzy miało papiery na grę w wyższych ligach. Zieleńczuk i Kulawiak, to byli już znani w regionie zawodnicy. Razem z nimi szkielet drużyny tworzyli: Tadzio Zieleńczuk, Wojtek Kołcz i Romek Gołąbek. Nie udało się obronić III ligi, bo być może byliśmy głupi na tyle, że chcieliśmy to osiągnąć uczciwie, bez stosowania wykwintnych forteli i kantów. Niestety, ja zawsze taki byłem… I tego uczyłem, swoich piłkarzy.
Jesienią trenerem został kapitan Henryk Kończak z Zamościa.
Na Lubelszczyźnie Motor ponownie walczył o II ligę. Piątego sierpnia w Łodzi w bezpośredniej walce pokonał 3:0 CKS Czeladź i zdobył historyczny sukces. Mecz oglądało ponad 10 tysięcy kibiców, w tym przynajmniej 7 tysięcy z Lublina. Było też wielu kibiców z Krasnegostawu. No bo komu miel kibicować, jak Start był w rozsypce.

Dzisiaj przygotowanie takich strojów nie sprawi nikomu kłopotów, ale w latach 60-tych z pewnością wymagało nie lada trudu. Proszę zwrócić uwagę na pionowe paski – jak precyzyjnie je złamano tworząc tzw. serek pod szyją. No i ten herb…
Krajobraz po spadku
Jesień po spadku z III ligi. Tym razem kryzys drużyny piłkarskiej Startu był głębszy. Po odejściu graczy z Lublina: Matraszka, Pieszka, Dworakowskiego, oraz trenera Żurawskiego, zawodnikom trudno było się pozbierać. W dodatku czołowy piłkarz Stanisław Więsyk odszedł do Tura Milejów. W tym akurat przypadku żal ze szczęściem się zrównoważyły, bo Więsyk, choć piłkarz znamienity, to za często folgował swojej naturze i „charakterkowi” i źle wpływał na młodych kolegów. Doświadczeni piłkarze przechodzili dołek związany z pechowym spadkiem z okręgówki, natomiast młodzi kandydaci do pierwszej drużyny, niewiele jeszcze umieli, choć smykałki do gry nie brakowało. Generalnie – był potężny kac, bo ten spadek to był efekt braku ligowego obycia i nieznajomości realiów.
Start przegrywał ze słabeuszami i groził mu nawet spadek z „A” klasy. Przegraliśmy wówczas ze Stalą II Kraśnik 1:4 i Avią II Świdnik 1:9. Nie lepiej było w innych meczach. Po trzynastu spotkaniach rundy Start zajmował miejsce w środku tabeli, a później spadł niżej, nawet do strefy zagrożonej degradacją do klasy „B”, gdzie grał zespół rezerwowy Start II. Do takiej tragicznej sytuacji jednak nie doszło – Wydział Gier i Dyscypliny OZPN w Lublinie zweryfikował kilka spotkań jako walkowery (naruszono przepisy). Start na tym skorzystał i utrzymał miejsce w „A” klasie.
Trenerem, który próbował tak rozbity zespół poukładać i natchnąć wiarą w zwycięstwa był Henryk Kończak, były piłkarz Hetmana Zamość, a później działacz tego klubu i szkoleniowiec młodzieży.

Henryk Kończak Zawodowo – oficer (kapitan) Wojska Polskiego. Instruktor piłki nożnej. Prowadził Start po spadku z Klasy O (III ligi) w 1964 roku. Przyszedł z Zamościa, gdzie był przez wiele lat kierownikiem a także dwukrotnie trenerem seniorów Hetmana. Trenował też między innymi Roztocze Szczebrzeszyn. Zdaniem wielu kibiców i działaczy piłkarskich pokolenia lat 60-tych, Henryk Kończak to jedna z najznakomitszych postaci piłkarstwa Lubelszczyzny XX wieku. (cytat redaktora Jana Podgórnego z Kroniki Zamojskiej)
Cóż to był za rok dla polskiej i światowej piłki. Dwa fantastyczne mecze z późniejszym mistrzem świata Anglią (1:1 i 0:1). Finały mistrzostw świata rozgrywane w Anglii można było już oglądać w telewizji. Dla milionów miłośników futbolu były to rozgrywki niewyobrażalnych emocji, a dramaturgia przebiegu rywalizacji sięgnęła zenitu – szczególnie podczas spotkań z udziałem Argentyny, Anglii, Koreańskiej Republiki Ludowo – Demokratycznej (wygrana z Włochami 1:0), rewelacyjnej Portugalii (mecz z KRLD od 0:3 do 5:3), wreszcie finał gospodarzy z Niemcami i tajemnicza bramka Goeffa Hursta w dogrywce. Błędy sędziów, a może po prosty przekręty, przeplatały się z fenomenalnymi wyczynami gwiazd piłki: Masa, Rattina, Luisa Artime, Eusebio, Charltona, Jaszyna i wielu innych. Pele został wyeliminowany przez „kosiarzy” z Bułgarii i Brazylia odpadła… A Polska podczas tournee po Ameryce Południowej rozegrała kapitalne mecze z Brazylią (1:4 i 1:2), Argentyną 1:1. Relacje z rozbudzały wyobraźnię młodych chłopców w całym kraju – przecież graliśmy jak równy z równym z najlepszymi na świecie, a Janek Liberda dwukrotnie pokonał słynnego bramkarza aktualnych jeszcze mistrzów świata Brazylii Mangę.
W Krasnymstawie oglądano mistrzostwa na wiele sposobów. Magia wielkiej piłki pochłaniała kolejne pokolenie młodzieży, która chciała naśladować bohaterów światowej, krajowej i lokalnej piłki. Boiska i place ponownie wypełniły się kandydatami na Charltonów, Eusebiów, „Duchów” (tak sprawozdawcy nazywali Luisa Artime), Jaszynów, Lubańskich, Sadków, Liberdów, Rudaków, Pietrasińskich, Opielaków, Zieleńczuków i innych. Poetyckie pseudonimy towarzyszyły rozwojowi drużyn… Start przeżywał wielki sportowy kryzys, ale kibice czekali z utęsknieniem na nowych gwiazdorów, którym można by było nadać nowe pseudonimy. „Złota nóżka”, „Fałek”, „Szmasio”, „Kasiuta”, „Łysy”, „Jaszyn”, „Ślina”, „Waliza” i wielu innych, czekali na swoich następców.

Jednym z pierwszych był cytowany już Jerzy Jarzy Furgała. W juniorach wykazywał się niebywałą smykałką do zdobywania bramek.
Wspomina:
– W seniorach zadebiutowałem w walce z Turem w Milejowie, bodajże w 1966 roku. Przegraliśmy 1:4. Coraz częściej grywałem w pierwszym składzie. Start grał lepiej z miesiąca na miesiąc, ale nie miał jeszcze składu mogącego walczyć o wyższe cele. Działacze i trenerzy musieli się zdać na własny wychów piłkarzy. Penetrowano szkoły, place, sąsiednie miejscowości w poszukiwaniu sprawnych ruchowo, utalentowanych technicznie i chętnych do uprawiania piłki chłopców. Realizowano – niejako – z konieczności plan budowy solidnej drużyny na bazie własnych wychowanków. Trzeba było mieć ich tylu, żeby w najważniejszych chwilach jeden mógł zastąpić drugiego bez straty dla wyników drużyny. Bo jak wszędzie tak i z Krasnegostawu , młodzi chłopcy odchodzili do wojska, wyjeżdżali uczyć się w szkołach średnich, studiować, zmieniali miejsce zamieszkania z powodów prywatnych. Futbol był nadal zajęciem ubocznym, na którym nikt nie opierał swojej przyszłości. Po prostu był „młodzieńczym hobby”.
W drugiej połowie lat 60-tych czołowi piłkarze Startu trafili do Stali Kraśnik.
– W Stali najlepszy był Stanisław Pawłowski, a grali też Jerzy Pulikowski, Zbigniew Golda, Jan Błaszkiewicz, czy starszy brat Andrzeja Popa Janek. Strasznie trudno było wejść do składu, ale mnie się udało. Często wyróżniano mnie po meczach w III lidze w prasie. Niestety, po roku wróciłem. Ożeniłem się i po namyśle, oraz rozmowie z ojcem, postanowiłem osiedlić się w Krasnymstawie. Ale Janusz Zaprawa został w bramce Stali na wiele lat. Wówczas sport nie był traktowany jako poważne źródło dochodów, rodzice przestrzegali dzieci przed jego uprawianiem i mocno naciskali na zdobycie stateczniejszego zawodu. Po powrocie miałem ofertę przejścia do Wisły Puławy i Chełmianki, lecz odmówiłem.
Za jakie pieniądze wówczas grywało się w futbol? – zapytałem.
Jerzy Furgała:
– W Stali Kraśnik mieliśmy tak zwane dożywianie. Na tamte czasy były to niezłe pieniądze. W niższych ligach płacono różnie, czasem kiełbasą, czasem obiadem, ale zdarzały się i nagrody pieniężne. Jednak nikt nie grał w piłkę zawodowo.
Pierwszy gol / hs – koniec odc. 13 – cdn