Jeszcze raz powtarzam – nie przekreślajcie Hiszpanii, nie wynoście pod niebiosa Holandii. Bo od wielkości do śmieszności blisko.
Dzień trzeci (14 czerwiec)…
Kolumbia – Grecja 3:0. Kolumbia zrobiła trzy akcje i trzy razy padł gol. Co za skuteczność.
Urugwaj – Kostaryka 1:3. Spora sensacja – Kostaryka wygrywa z kandydatem na czarnego konia i automatycznie sama staje sie NIM. Gwiazdy Urugwaju tracą blask. Cavani zmęczony.
Wybrzeże Kości Słoniowej – Japonia 2:1. Cztery minuty Didiera Drogby po wejściu na boisko i z 0:1 robi się 2:1. Drogba staje się mistrzem zjawiska pod tytułem „łamanie meczu”. I nie chodzi o to, że wszedł na boisko, bo przecież gola nie strzelił – Drogba wniósł na boisko aureolę, coś co trudno wytłumaczyć, piłkarze, którzy byli w jej zasięgu nagle się zmienili. Takim piłkarzem był kiedyś Johann Cruyff.
Anglia – Włochy 1:2. Kiedyś byłem miłośnikiem futbolu angielskiego, jestem i dziś. Ale WAM powiem – Anglia to żadna drużyna. Reprezentacji brak inteligencji w grze. Nadal gra w myśl hasła – „Kopnij i biegnij!”
Trzeci dzień mistzostw i kolejne fantastyczne mecze. Staje się miłośnikiem gry skrzydłami – bramki dla WKS-u padły po bliźniaczych centrach ze skrzydał. Nie obejrzałm maczu Włochów i Anglików. Po prostu – zmogła mnie natura!
pk / lp.pl
Ciekawostka
Kibice starszego pokolenia ogłdając mecz WKS – Japonia po bramkach dla Wybrzeża od razu sobie przyponieli Mundial 1978 w Argentynie i mecz Polska – Peru. I gola Andrzeja Szarmacha na 1:0 (foto Andrzej Szarmach dzisiaj)…
I ta słynna cieszynka po golu – „Całujta mnieee”…