Rozmowa z trenerem Orląt Łuków Andrzejem Suchodolskim. Szkoleniowiec opowiada o przyczynach słabego występu Orląt w rundzie jesiennej IV ligi lubelskiej. Pokazuje też najpilniejsze plany jakie trzeba zrealizować przed kolejną rundą.
– Zanosi się na to, że w przerwie zimowej Orlęta opuści kilku piłkarzy. Kogo nie zobaczymy wiosną?
– Nasi wychowankowie jak na razie zostają. Do domów wyjechali jedynie piłkarze zagraniczni.
– Powód ich wyjazdu z Łukowa jest znany?
– Byli wypożyczeni tylko na kilka meczów, nie zagrali nawet całej rundy. Skończyła im się umowa z klubem i wyjechali.
– Czy obcokrajowcy, którzy grali w Orlętach, sprawdzili się, wnieśli coś do zespołu, czy było to tylko dodatkowe uzupełnienie kadry?
– Trudno to ocenić. Abramenko i Agafonovs reprezentowali coś piłkarsko. Przyszli do nas jednak w trakcie rundy, a powinni trenować od początku okresu przygotowawczego, pojechać z nami na obóz, wówczas na pewno byłaby z nich większa korzyść.
– Czyli wniosek dla Orląt i innych klubów: jeśli kogoś pozyskujemy, to z okresem przygotowawczym letnim lub zimowym.
– Dokładnie tak.
– Po rundzie jesiennej w IV lidze lubelskiej Orlęta Łuków plasują się na 6 miejscu w tabeli, mając 23 punkty. Strata do prowadzącej dwójki, która awansuje do III ligi, czyli Orionu, wynosi 6 punktów, a do liderującej Chełmianki aż 14. Czy taka pozycja zespołu zadowala pana jako szkoleniowca?
– Na pewno nie. Założenia miały być inne. Gdy namawiano mnie do pracy z Orlętami, plan też był inny, a potem z różnych względów kilku zawodników odeszło do innych klubów. Musieliśmy dokooptować do zespołu juniorów, którzy wygrali ligę juniorów woj. lubelskiego. Potrzeba było nam i napastnika, i bramkarza. Na obozie w Iławie pojawił się bardzo dobry napastnik, z tym że pozyskanie go przekraczało nasze możliwości finansowe. Rozpoczęliśmy ligę, nie grając ani o awans, ani o utrzymanie, i dopiero potem zaczęliśmy myśleć, że może trzeba powalczyć o awans. Nadal uważam, że Orlęta mają szanse na zajęcie drugiego miejsca w tabeli, bo to kwestia dwóch zwycięstw i Orion jest w zasięgu naszej ręki.
– Co trzeba zrobić, by na koniec sezonu znaleźć się na tym drugim miejscu? Podjęliście już jakieś działania?
– Pierwszym warunkiem jest dobre przepracowanie okresu przygotowawczego. Mijający rok był zmarnowany. W zimie Orlęta nie były przygotowane do sezonu, dlatego spadły z III ligi. Nie było obozu zimowego. Tych samych błędów już nie można popełnić. Trzeba wyciągać wnioski. Pojechać na obóz, porządnie przygotować zespół. Patrząc z perspektywy czasu, motorycznie nie byliśmy przygotowani do rozgrywek na wiosnę. Teraz, oprócz przygotowania, by móc myśleć o walce o drugie – premiowane awansem – miejsce, trzeba mieć także od początku stycznia skład. Potrzeba nam bramkarza, bo jeden Paweł Sych to stanowczo za mało. Drugie wzmocnienie to oczywiście napastnik, który będzie strzelał gole. Orlęta w każdym meczu wypracowują po kilka sytuacji 100%, tylko co z tego, skoro nie możemy tego wykończyć.
– Macie zatem kogoś na oku na te pozycje?
– Na oku to mamy. Tylko nie wiem, co z tego wyjdzie. Moim zdaniem musi wyjść.
– Możemy mówić o konkretnych nazwiskach?
– Chcielibyśmy bramkarza Polaka, a napastnika z zagranicy. Wtedy będzie inna atmosfera w drużynie. Jak mieliśmy czterech obcokrajowców, różnie z nią było, dlatego chętnie weźmiemy jednego.
– Chcecie pozyskać tylko tych dwóch piłkarzy czy uzupełnić kimś jeszcze kadrę pierwszej drużyny?
– Uzupełnienia kadry nam nie trzeba. W tej rundzie zagrało aż 23 piłkarzy. Być może na wiosnę ponownie w Orlętach zagra Darek Solnica, co byłoby ciekawym rozwiązaniem.
– A co z młodzieżą, którą pan prowadził w Mistrzostwach Polski juniorów? Czy ci chłopcy rokują nadzieją?
– Źle stało się z drużyną juniorów. To był rocznik 91 i ta drużyna powinna grać jeszcze rok w juniorach, ale po objęciu przeze mnie funkcji trenera seniorów aż 9 chłopaków włączyłem do pierwszej drużyny. To sprawiło, że 3-4 przestało grać. Zostało 5-6, ale to za mało, by utworzyć odpowiedni zespół juniorów.
Źródło: Echo Katolickie